Czy Ziemia Kłodzka do ziemia niczyja?

Autor: 
Henryk Grzybowski

W lutym na Berlinale 2017 Pokot Agnieszki Holland oparty na książce Olgi Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych otrzymał statuetkę Srebrnego Niedźwiedzia. O tym sukcesie filmu nie poinformowano natomiast w narodowej telewizji. Film kręcony w plenerach Kłodzczyzny, a entuzjastycznie przyjęty na filmowym festiwalu, spotka się z pewnością z zainteresowaniem mieszkańców. Nie do końca wiadomo, czy będzie wyświetlany w kłodzkim Cinema 3D, choć na projekcje w Nowej Rudzie i Bystrzycy Kłodzkiej było tylu chętnych, że wypełniliby wiele seansów. Te pokazy były jednak wyłącznie na zaproszenia dla statystów i współpracujących przy produkcji filmu.
Zaniepokoiło mnie co innego. Nawet nie to, że słynący z myślistwa i niechęci do środowiska minister Szyszko ogłosił polowanie na Srebrnego Niedźwiedzia. Zjeżyłem się, gdy przeczytałem, co według mediów mówiły autorki filmu na konferencji prasowej w Berlinie. Przeczytałem bowiem coś takiego: „Ziemia Kłodzka nie przystaje do reszty Polski. To taka ziemia niczyja” – mówią Holland i Tokarczuk. Agnieszka Holland opowiadała dziś w Berlinie, że niektóre rejony się do Polski po 1945 roku „nie przyjęły”. Naprawdę Polska ma takie elity – skomentował wypowiedzi Holland publicysta Eryk Mistewicz. No, zgroza po prostu. Ziemia niczyja? Kresy? No nie! Chyba że, w sensie krajobrazowym... Fake?
Dotarłem do źródła. Olga Tokarczuk powiedziała – „Ten malutki, trochę zapomniany ogonek południowej granicy Polski, który w jakimś sensie przypomina nam, że jesteśmy w środku Europy. Ten region stał się polski dopiero po Jałcie. Wcześniej był czeski, potem pruski. Dla mnie to ważna metafora Europy, zwłaszcza Środkowej”. I z tym się zgadzam. Właśnie dlatego powinniśmy cenić i szanować dziedzictwo tych trzech kultur, które odcisnęły ślad na kształcie kulturowym i materialnym naszej małej Ojczyzny. Holland: – „To trochę ziemia niczyja – zwierzęta zresztą też nie mają ojczyzny. Nie przypadkiem czują się tu dobrze takie osoby jak Duszejko czy Dyzio. Nie muszą udowadniać, że mają prawo tu żyć”.
Sprzeciw. To nie jest ziemia niczyja, zapomniany ogonek, jakkolwiek prowincja. Prawdą jest, że w wielu górskich wioskach ubyło domów, nie są wyjątkiem wyludnione i opuszczone miejscowości jak Rogóżka, Czerwony Strumień, Piaskowice i górskie przysiółki. Wyludniły się, kiedy polscy gospodarze z Kresów zrozumieli, że nie opłaci się trud uprawy górskich poletek. Poprzednicy klepiąc biedę całymi pokoleniami uprawiali je z mozołem, pomagając sobie w przeżyciu przez wieki wykształconą umiejętnością rękodzieła, choćby szklarstwem i malowaniem na szkle, dobrze sprzedającym się zagranicą. Liczne są także zdewastowane dwory i pałace, tylko to wszystko nie jest argumentem, że nie przyjęła się Polska i polskość. To świadczy tylko o tym, że ustrój realnego socjalizmu, w którym wszystko było „własnością” ludu pracującego miast i wsi z jego brakiem prywatnego kapitału jak pięść do nosa pasował do wymagających inwestycji pałaców, w dodatku lekceważonych jako pozostałości pogardzanej niemieckiej, ale i „pańskiej” historii. Dopiero od niedawna wykształca się świadomość, że były to cenne relikty historii lokalnej.
Jednak mówienie w Niemczech takich rzeczy wymaga rozwagi. Mogę zrozumieć, że wyobraźnia artystek funkcjonuje inaczej, niż w przypadku zwykłych zjadaczy chleba. Ostrzej odczuwają pustkę i wyludnienie. Olga Tokarczuk pisała też o bezimiennym krajobrazie, o wyparciu z pamięci, a raczej zaginięciu w przeszłości, bo w polskiej pamięci nigdy ich nie było, wielu nazw używanych przed wojną przez dotychczasowych mieszkańców. A ja, po pierwszym odruchu oburzenia, uświadomiłem sobie, że to media z prawej raczej strony z politycznej niechęci dorobiły gębę filmowi i samym autorkom.

Wydania: