Kot. Smakosz

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Ostatnio obchodzony był „Dzień Kota”, jako właścicielka cudownego kocura o imieniu Ziajek i najzwyklejsza w świecie niepoprawna „kociara” (jakkolwiek dwuznacznie do brzmi), postanowiłam opowiedzieć Szanownym Czytelnikom o kotce moje przyjaciółki, a konkretnie o jej francuskim podniebieniu.
Łucja jest smakoszem. Powiem więcej – ma wyjątkowo wyrafinowany kulinarny gust. Słabość do smakołyków przejawiała już w dzieciństwie. Mając kilka miesięcy preferowała kuchnię nabiałową – zajadała się białym serkiem wymieszanym z żółtkiem. Biały serek musiał być tylko i wyłącznie ze wsi, w żadnym razie nie mógł pochodzić ze sklepu.
W jaki sposób Łucja (zwana przez najbliższych Łusią) rozpoznawała, że to ser sklepowy (obwąchała, liznęła, spojrzała z wyrzutem i ostentacyjnie odchodziła od miseczki), pozostanie tajemnicą. Być może ma jakiś naturalnie wrodzony radar smakowy? Kto wie. W każdym razie nie dała się oszukać w tym temacie. Obecnie z nabiałów jej przychylnością cieszy się jogurt grecki. Ubóstwia go wręcz. Gdy tylko widzi pudełko z jogurtem zaczyna mruczeć, nerwowo ziewać, przestępować z łapki na łapkę. Po otrzymaniu odrobiny tego nabiałowego luksusu, wzdycha z błogością.
Mając 1-2 lata, zainteresowała się rybami, konkretnie smrodliwym śledziem.
W okresie „śledziowym” dochodziło do spięć między Łusią a jej panem. Piotr nie lubi ryb, a zwłaszcza zapachu śledzi. Niestety kotce szczególnie zbierało się na pieszczoty z panem, po spałaszowaniu śledzia.
- Odejdź, śmierdzisz jak centrala rybna! – grzmiał Piotr, odpędzając się od łaszącej się do niego Łucji.
- Uchrrrm – odpowiadała dotknięta kotka i nie przestawała w próbie wymuszenia porcji pieszczot.
- Nie dyskutuj ze mną. Przyjdź, jak przestaniesz zalatywać rybnym zapaszkiem – nie ustępował. No i Łusia chcąc nie chcąc, odchodziła ze spuszczonym łebkiem, zdzwiona, że zapach ryby może stanowić, aż taki problem dla jej pana.
Po okresie śledziowym przyszła pora na wędzoną szprotkę (trwa do dziś), którą pani Łusi – Anna również uwielbia – lubią obie siadać sobie w kuchni i chrupać smaczną przekąskę.
Widząc skwaszoną minę Piotra, Anna argumentuje:
- szprotka ma dużo białka, kwasów omega 3, wapnia i witaminy A i D. Co, jak co, ale lekarz powinien to rozumieć – dodaje, wspierana wymownym mruczeniem Łucji, która oblizuje sobie błogo pyszczek różowym języczkiem.
Między 4 a 6 rokiem życia, Łucja wprowadziła do jadłospisu owoce – konkretnie arbuz. Zasmakowała w nim przypadkiem – kiedyś nieopatrznie jej pani pozostawiła na stole resztki, a gdy wróciła, oczom jej ukazał się rozkoszny obrazek leżącej na stole kotki, liżącej w najlepsze kawałek skórki od arbuza. Tak była zajęta, że nawet nie zareagowała na widok swojej ukochanej pani, a dobrze wie, że nie toleruje ona wchodzenia na stół.
Obecnie Łusia jest na etapie sinusoidy – okres delektowania się „zwyczajną” karmą, by następnie przejść w fazę produktów z tzw. „górnej półki” (drobno posiekany schabik, ewentualnie pierś kurczaka).
Opisując temat podniebienia kotki Łucji, nie można pominąć kwestii przekąsek – w tym tych dla utrzymania higieny jamy ustnej oraz odkłaczania przewodu pokarmowego. Nie wszystkie dostępne na rynku produkty tego typu, cieszą się uznaniem Łusi – zajada się tylko tymi bez konserwantów, barwników oraz innych dodatków chemicznych. Swojego czasu na rynku dostępne były snaki (kaczka i królik), Łucja wręcz je ubóstwiała. Po zjedzeniu dostawała wyjątkowego wigoru – chyba nie tylko ona, bo produkt wycofano ze sprzedaży.

Wydania: