Demiurg gitary w Bystrzycy Kłodzkiej czyli słów kilka o recitalu gitarowym Krzysztofa Meisingera

Autor: 
Witold Kozakowski
Foto: 
Kamil Bartnik
KM-fot. Kamil Bartnik.jpg

Kilkuminutową owacją na stojąco zakończył się recital gitarowy Krzysztofa Meisingera, który wystąpił w sobotę 22 stycznia br. w Muzeum Filumenistycznym po ceremonii zakończenia VII Ogólnopolskiego Kolędowego Konkursu Gitarowego w Bystrzycy Kłodzkiej. Ten dzień był zresztą dla wirtuoza gitary szczególnie pracowity, bowiem od godzin porannych brał udział w pracach jury i wysłuchał kilkudziesięciu prezentacji konkursowych uczestników kolędowego konkursu w sali kameralnej bystrzyckiej szkoły muzycznej. Krzysztof Meisinger był w Królewskim Mieście nad Nysą Kłodzką po raz pierwszy w życiu. Podczas spaceru uliczkami miasta zachwycił się architekturą, średniowiecznym planem urbanistycznym, położeniem w Kotlinie Kłodzkiej. A później, wieczorem, mieszkańcy Bystrzycy, i uczestnicy konkursu, zachwycili się wirtuozerią maestro Meisingera. To co się wydarzyło na jego koncercie, to zupełnie wyjątkowe porywy emocji, zaskakujących gitarowych brzmień, pełnych pasji, miłości i zdrady, smutku i radości, rozpiętych między ledwie słyszalnym niebiańskim pianissimo, a zaskakującym, jak na tak delikatny instrument, demonicznym forte. Artysta rozpoczął od słynnego „przeboju” klasycznej muzyki gitarowej czyli od „Kaprysu arabskiego” F. Tarregi. Ileż tam było brzmień, jakie bogactwo, jaka ciekawa, odkrywcza interpretacja! Już pierwszy flażolet, charakterystyczny efekt akustyczny na gitarze, zabrzmiał jak dzwon przy jakimś hiszpańskim zamku, hen, hen, gdzieś tam daleko na południu, w spiekocie słońca.... Nawiązania do melodyki arabskiej, ludowej muzyki hiszpańskiej, zmienność nastrojów, (temat główny w tonacji moll, przedzielony jaśniejszą częścią w tonacji dur) – wszystko to sprawiało, że publiczność coraz mocniej podążała za Meisingerem jak za pasterzem, jak za demiurgiem, który stwarzał nową rzeczywistość plastyką dźwięku. A potem, w następnych utworach, było podobnie, albo nawet... bardziej! Chociażby w „Inwokacji i tańcu” Rodrigo. Podczas swojego koncertu Krzysztof Meisinger muzycznie odniósł się nie tylko do przed chwilą zakończonego konkursu, grając katalońską kolędę „El Noi de la Mare”, Barriosa-Mangore „Villancico de Navidad” czy wirtuozowskie interpretacje polskich kolęd w aranżacji Bartłomieja Marusika (zwróćcie, proszę, uwagę na tandem artystyczny tych muzyków, w obiegu jest już płyta CD z muzyką Bartłomieja Marusika w interpretacji duetu wokalnego Agnieszki Rehlis – mezzosoran i Krzysztofa Meisingera, i jak mówią artyści, to nie jest jeszcze koniec ich współpracy!), ale także do smutnego dnia poprzedzającego zmagania konkursowe w Bystrzycy Kłodzkiej, czyli odniósł się do śmierci i pogrzebu śp. Tadeusza Piotrowskiego, dedykując nagle zmarłemu wybitnemu mieszkańcowi miasta, gitarzyście i nauczycielowi – słynną kompozycję „Asturias” Izaaka Albeniza poprzedzoną bardzo oryginalnie i „attacca” przejmującym „Requiem” Amigo. I kiedy w finale wieczoru, na prośbę piszącego te kilka słów pokoncertowej refleksji, Meisinger zagrał jeszcze - z dedykacją dla Bolesława Brzonkalika (swojego pierwszego nauczyciela gry na gitarze) – mistyczno-transowy utwór „Koyunbaba” Carla Domeniconi’ego – publiczność w Muzeum Filumenistycznym po prostu oszalała! Krzysztof, demiurg gitary, przywiódł nas wszystkich muzyką do świata nadrealnego, nieznanego, do świata lepszego. I tylko szkoda, że nie było tam z nami was, drodzy Czytelnicy... Na koniec należy podziękować Starostwu Powiatowemu w Kłodzku za sfinansowanie koncertu i w ten sposób umożliwienie bystrzyckim słuchaczom kontaktu z muzyką i artystą najwyższej próby!

Wydania: