Spełnione oczekiwanie
Byliśmy głęboko przekonani, że dwa dziesięciolecia (1990–2010) szerokiego zainteresowania wszelkiego rodzaju naszymi „regionalizmami” doprowadziły do tego, że na stałe utrwaliliśmy w sobie związek z tutejszą przestrzenią i tutejszym czasem – w jego różnych historycznych zawijasach. Że już bez wątpliwości jesteśmy stąd. Okazało się to sporym uproszczeniem. A wiadomo uproszczenie spłyca i zubaża sprawę. Nasze usilne starania, żeby dobrze poznać przeszłość, udokumentować ją w wydawnictwach, wystawach, rozmowach i przekonaniach ma ciągle, jak się okazuje, spore luki. Szczególnie widoczne w odniesieniu do czasu tużpowojennego. Bo przecież obserwujemy, że okres przybywania tutaj naszych przodków zajmuje niewiele miejsca w rozważaniach o poczuciu tożsamości. Czy taki brak może wypełnić powieść? Forma bardzo daleka od relacji, wspomnień czy książek historycznych. Kiedy więc tylko rozeszła się informacja, że Dominika Buczak wydała „Całe piękno świata” – powieść, której akcja toczy się w Porębie w latach 1946-1947 – pojawił się pomysł, żeby to sprawdzić. No i żeby porozmawiać z autorką. Tutaj, na miejscu. Wspólnie odpowiedzieć na pytania: czy narracja może wypełniać luki, uzupełniać fikcją to, co jest nieciągłe, naszą rodzinną indywidualną pamięć przetworzyć w pamięć zbiorową? Ważne kwestie, które stały się przedmiotem rozmów z każdym czytelniczym audytorium.
Zorganizowaliśmy bowiem trzy spotkania, prawdziwy autorski tour. W bibliotekach polanickiej i bystrzyckiej oraz w świetlicy w Porębie. Co z nich pozostanie w naszym myśleniu o poszukiwaniu zakorzenienia, o gotowości do tego, żeby literatura piękna mocniej nas osadzała, zmniejszała poczucie nomadycznej tymczasowości i pomagała utrwalać (albo weryfikować) opowieści o naszej rodzinnej przeszłości?
Fabuła „Całego piękna świata” to opowiadanie o tym, jak wyglądają relacje między dwoma rodzinami. Tutejszą – niemiecką, od zawsze mieszkającą w Lichtenwalde i polską – właśnie przybyłą do wsi. Teraz przez Historię zmuszonymi do wspólnego zamieszkania w gospodarstwie. Dominika Buczak pozwala nam nieszablonowo patrzeć na owe relacje, a także na emocje bohaterów, bo wybiera sugestywny sposób narracji. Podążamy bowiem za myślami i uczuciami bohaterów – patrzymy na wydarzenia a to z punktu widzenia Evy lub Dorki, a to rzadziej Petera czy Stacha. Jako że czas ich osobistych i wspólnych dziejów jest niezwykle trudny, więc ludzkich zagmatwań, obciążeń, dramatycznych wyborów znajdziemy tu bez liku. Uzupełnić to trzeba jeszcze czytelniczą opinią – autorka umiejętnie buduje napięcie, potrafi celnym rozwiązaniem pisarskim mówić o najtrudniejszym wojennym (i powojennym) doświadczeniu – o gwałtach. Jak sama mówi – słucha ludzi, lubi to robić. I mamy w „Całym pięknie” wiele dowodów na to skupione słuchanie indywidualnych historii. Wybrała te z nich, które były jej najbliższe, bo wywodzące się z gawęd taty. Czy one mogą stać się dla nas, tutaj, uniwersalnym uogólnieniem? Publiczność poddawała taką myśl w wątpliwość – większość z nas wywodzi się z rodzin o korzeniach na Kresach, a polska para w powieści przybywa do Lichtenwalde/Poręby z Podhala. Tym niemniej wspólne zrozumienie niesprawiedliwości historii daje szansę na przyjęcie konkluzji – różna geneza naszego mieszkania na tej ziemi wyłącznie sprzyja, nie przeszkadza, dla znalezienia podwalin, zbudowania trwałej tożsamości. Powieść Dominiki Buczak solidnie w tym pomaga. Udowadniali to liczni uczestnicy kolejnych rozmów. Udane i ważne spotkania w bibliotekach zostały podsumowane w Porębie.
Ważnym konsultantem w czasie powstawania powieści był Przemek Czubala – mieszkaniec wsi i wyjątkowy znawca jej dziejów. To on, przy pomocy grupy wolontariuszek i wolontariuszy, stał się inicjatorem wydarzenia. A do czego była potrzebna spora grupa współpracujących?
Świetlica w Porębie zmieniła się na czas spotkania w swoisty salon. Przyozdobiony makatkami typu „Czysta woda zdrowia doda” (motyw z okładki książki), ze stołem nakrytym do obiadu, wystawą zdjęć dawnej Poręby, eleganckim miejscem do sprzedaży książek, mapą zamieszkania, a nawet specjalną pieczęcią przygotowaną na to właśnie spotkanie i co ważne, z muzyką w wykonaniu Tomka Łukaszczyka i Wojtka Goca – tajemniczo otwierającą spotkanie. W tak przygotowanym otoczeniu musiały się więc odbyć rozmowy ważkie, czasem trudne, a ogólnie podsumowujące rolę literatury. Zmierzały one w kierunku odpowiedzi na pytanie: czy fikcja może pomóc budować naszą miejscową tożsamość? Zdaniem piszącego te słowa – może. A powieść Dominiki Buczak należy do tych, które to oczekiwanie spełniają.