Internet. Ekshibicjonizm
Od dłuższego czasu Internet zalewają zdjęcia nagich i półnagich celebrytów. Rozbierają się (jak mówią) z potrzeby serca, by okazać wsparcie, zaprotestować, zaakcentować swoje wzniosłe i natchnione przemyślenia etc. Ostatnio głośno zrobiło się o pewnym dojrzałym aktorze, który podekscytowany Dniem Mężczyzny, zaprezentował się w całej (no prawie) całej okazałości w obiektywie żony (na marginesie także lubującej się w gołych sesjach ze sobą w roli głównej – dla wzniosłych idei, oczywiście). Niby zasłonięto (kciukiem) clou męskości owego aktora, ale już odbijających się w lustrze aktorskich czterech liter – nie (zapewne przeoczenie) – świeciły więc blaskiem odbitym, mnie osobiście kojarząc się z ekshibicjonizmem.
Nie wiem jak Szanowni Czytelnicy, ale ja mam wrażenie, że zapanowała moda na ekshibicjonizm i to nie tylko wśród celebrytów, ale i zwyczajnych zjadaczy chleba. Internet zalewają już nie tylko zdjęcia golasów, ale i ich intymne wynurzenia. Prawdę powiedziawszy, jak się tak dobrze zastanowić, to na temat życia intymnego pani X wiem więcej niż na temat własnego.
W czym tkwi to upodobanie do publicznego obnażania się? Zapewne niejeden psycholog i psychiatra wytłumaczyłby ten trend potrzebą bycia sławnym, budzącym podziw, intrygującym lub po prostu – dostrzeżonym. Przyznacie Państwo, że jakby na to nie patrzeć – to jednak jest przytłaczające.
Ewidentnie budzą we mnie melanż odczuć – od rozbawienia po irytację – historie w rodzaju: pani X pokazała kawałek piersi w celu zwrócenia uwagi na trud macierzyństwa. Pani Y zaprezentowała pośladki, by zaznaczyć, że sprzeciwia się kłusownictwu. Pan Z obnażył zarośnięty tors, by uzmysłowić innym, że rozbieranie się w sieci należy robić z rozwagą (tors wystarczy). Pani XY wystawiwszy w kadrze gołą nogę, pół ręki i niecałe piersi (nieco piersiowego obszaru, litościwie dla widza zakrywając dłońmi) – informuje, jak ważna jest akceptacja samej siebie. Tymczasem pani YZ narzuciwszy na siebie tylko cienki jak mgiełka peniuar, uczy nas jak radośnie witać poranek. Co łączy wszystkie te roznegliżowane panie i pana? Nic innego jak zachwyt nad samą/ym sobą. Z wypiekami na twarzy po wrzuceniu gołej fotki, śledzą wpisy internautów, którzy wylewają morze komplementów: „kobieta/facet petarda”, „sztos”, „ślinka cieknie” i tak dalej, i tak dalej.
Przepraszam bardzo, ale jak ta wszechobecna, dobrowolna nagość ma się do ruchu Me Too i walki z seksizmem? Jeżeli chcę być poważnie odbierana i nie zaczepiana przez mężczyzn, raczej nie powinnam wrzucać do sieci zdjęcia swoich pośladków, nawet, gdy w ten sposób chcę zwrócić uwagę na kondycję ślimaków we Francji. Bo jedynie zwrócę uwagę potencjalnych samców Alfa, którzy (i słusznie) już tak zaprogramowani przez Matkę Naturę – odczytają mój sygnał jednoznacznie.
Granica internetowego ekshibicjonizmu już dawno została przekroczona, co będzie dalej? Jestem optymistką w tym temacie, wierzę w siłę instynktu samozachowawczego. Liczę na odwrót ekshibicjonistycznej tendencji i powrót prywatności, jako wyznacznika luksusu i klasy. Tymczasem jako, że niebawem na rynku wydawniczym ukaże się moja kolejna powieść – postanowiłam zrobić wokół siebie nieco medialnego szumu – eksponując w związku z tym swoje nagie wdzięki na łamach „Gazety Prowincjonalnej” – zachęcając w ten sposób do sięgnięcia po moją książkę. Wyłuszczyłam pomysł naczelnemu, który łypnął na mnie zza szkieł okularów wzrokiem pełnym bezbrzeżnego politowania. Następnie kręcąc głową rzekł: „Oj, Kaśka, Kaśka”, po czym dodał poważnie, że może i jesteśmy gazetą prowincjonalną, ale trzymamy poziom…