Czy istnieje literacki odpowiednik "czeskiego filmu"? - czyli Mietek Kowalcze w cyklu: tygodniowe lektury
Po wielu sporach, zaprzeczeniach i antyteoriach nadal z uporem używamy określenia "czeski film" na nazwanie czegoś nie do końca zrozumiałego, zagmatwanego, ale jednocześnie zabawnego, dowcipnego. Utrwaliło się to powiedzenie i nie warto go już usilnie wyrzucać z naszego języka. Czy podobnego określenia - "czeska książka" - można użyć w odniesieniu do niektórych choćby tekstów autorów czeskich? Spróbujmy. Korzystając ze swobody, jaką daje projekt "Gazety Prowincjonalnej", zaryzykujmy i stwórzmy taką definicję w oparciu o książkę Evžena Bočka "Ostatnia arystokratka". Po kolei jednak. Całość to zapiski-zwierzenia młodej Amerykanki o czeskich korzeniach, która razem z rodzicami odzyskuje, po zakończeniu czeskiej komuny, rodową własność. Ta posiadłość to zamek Kostka, do którego mieszczuchy zza Atlantyku sprowadzają się w środku zimy. Do definicji możemy wykorzystać już te wprowadzające do całej powieści perypetie, a związane z przygotowaniami, a następnie z samą podróżą z USA do Czech. Choćby rozwiązanie problemu transportu prochów dwunastu przodków rodziny. Odrobinę zdradzę - uważajcie, proszę, na zapakowane orzeszki ziemne! Pasuje nam ta sytuacja wprost idealnie do budowania pojęcia - zagmatwana, zabawna, z niespodziewanym rozwiązaniem. Dalej jest jeszcze ciekawiej i dla nas przydatniej. Wyliczę tylko niektóre z przytaczanych przez autorkę dziennika - Marię - wydarzeń. Żeby w ogóle przeżyć i utrzymać siebie i pracowników zamku nowi właściciele urządzają a to arystokratyczne święta, a to świniobicie dla turystów itp. Owszem, są z tych przedsięwzięć dochody, ale co przy tym się dzieje! Zachęcam, sprawdźcie. Do tego dołóżmy jeszcze te niezliczone spotkania przyzwyczajeń amerykańskich z codziennością naszą, środkowoeuropejską. "Czeska książka" to nie tylko wydarzenia, to także bardzo barwne obrazy różnorodnych osobowości. Młodzieńcza spostrzegawczość i prostolinijność narratorki w ocenach spotykanych osób dodaje ostrości, a to tylko nam służy. Wiadomo, mocno zarysowane kontrasty podkreślają dowcip. I tak się dzieje w książce Bočka. Znakomity autorski dystans zarówno do tego, co czeskie, jak i do tego, co ogólnoludzkie, to kolejna ważna cecha całości. A w tym zdystansowanym podejściu na przykład przegląd wielu modnych chwytów marketingowych stosowanych w celu ożywienia i utrzymania zamku. Jak korporacyjne techniki sprawdzają się w takim miejscu? To dopiero ważny element naszej definicji.
Zaryzykuję stanowcze zdanie. Istnieje, analogicznie do "czeskiego filmu", "czeska książka"! Proszę o przykłady i własne czytelnicze odniesienia.
Czy kolejna część zapisków młodej hrabianki z zamku w Kostce spełnia wymogi naszej definicji? Warto sprawdzić.
Evžen Boček, Ostatnia arystokratka, przeł. Mirosław Śmigielski. Wydawca "Stara Szkoła", Wołów 2014.