Rosjanie raz jeszcze, czyli Witkacy spełniony - czyli Mietek Kowalcze w cyklu: tygodniowe lektury
Po ubiegłotygodniowej "zachętce" dotyczącej pierwszej części "Metra" Dymitra Głuchowskiego pomyślałem sobie, że po Rosjan warto sięgnąć jeszcze raz. Dlaczego? Po pierwsze, żeby autor tego cyklu udowodnił, że ma swój (niewymuszony) gust w sferze doboru tekstów, po drugie, żeby wyraźnie powiedzieć - literatura naszych sąsiadów ze Wschodu ma naprawdę dużo do zaoferowania PT Czytelniczkom i Czytelnikom. A warto dodać prawdę znaną ogólnie, że tradycja tłumaczeń na język polski w przypadku tej literatury jest bogata, obfita i twórcza. No więc tak przygotowani możemy po literaturę rosyjską spojrzeć na własny spsosób i jeszcze do tego namówić w tym tygodniu do sięgnięcia po książkę, a właściwie książki (2) Władimira Sorokina. Dlaczego będą to od razu dwie książki? Z prostego powodu. "Dzień oprycznika" to powieść prezentująca zajęcia (w ciągu doby) człowieka ze specsłużb państwa rosyjskiego. Ale jakiego państwa! Oto po władzy czerwonych, następnie białych przychodzi czas na Monarchę - uwaga, akcja toczy się pod koniec lat dwudziestych XXI wieku - rządzącego z jednej strony nad wyraz klasycznie, w rozumieniu rosyjskim, ale z wykorzystaniem nowoczesnych technologii. Tak więc mamy tytułowych opryczników (okrutni obrońcy władzy od czasów Iwana Groźnego), strażników, katów itd., a którzy dla podtrzymania władzy korzystają z ultranowoczesnych urządzeń. I właśnie o pracy "utrwalacza" i obrońcy władzy jest ta powieść. Tak w wielkim skrócie można napisać o fabule, ale wiadomo, że to zbyt mocne uproszczenie. Niewłaściwe dla tej rubryki? Bo trzeba prosto dodać, że pozostają całe ogromne połacie wielorakich skojarzeń. Z naszymi informacjami o Rosji, to z jednej strony. Z innymi lekturami, to ze strony drugiej. Na przykład z tekstami Witkacego. Oto jego apokaliptyczna wizja mówiąca o tym, że Chińczycy podbiją nasze terytoria, a także inne przestrzenie tutaj, w tej części Europy, u Sorokina sie spełnia. Nie ma dziedziny życia, szczególnie tego codziennego, w której autor nie umieszczałby tak lub inaczej zaznaczonej chińskiej obecności. I jeszcze jedno wzięte z Witkacego - choć analogia nie jest oczywiście żadnym dowodem - humor, dystans, ironia, kpina, eksperyment myślowy w głowach bohatera/bohaterów Sorokina, a później Czytelników, to coś niezwykle inspirującego. Jak u autora "Nienasycenia". Dodam - niełatwo inspirującego. Zaraz po "Dniu oprycznika", dla czytelniczej ciagłości, trzeba sięgnąć po zbiór opowiadań "Cukrowy Kreml". Dlaczego? W jasny, nieskomplikowany sposób rozwijają one i uzupełniają wątki powieści. Bohaterowie tych tekstów poruszają się w nieco innych przestrzeniach Rosji Monarchy niż oprycznik z omawianej fabuły. Mają inne problemy, patrzą na sprawy własne i całego państwa z prostszej perspektywy. Nie tak oficjalnej. Dostrzegają wyraźniej wieloraką obecność Chińczyków w codziennych sytuacjach Rosjan. A do tego, co przyjazne dla czytelnika, metoda pisarka jest ta sama. Ogromne poczucie dystansu, skrajna, ale zakamuflowana umiejętnie kpina, rosyjski humor, a wszystko razem świetnie oddane w tłumaczeniu. Uczta dla tych, którzy już szanują literaturę rosyjską, a prawdziwe i głębokie sprawdzenie gustu dla tych, którzy po nią sięgają po raz pierwszy.
Władimir Sorokin, Dzień oprycznika, tłum. Agnieszka Lubomira Piotrowska. Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2008.
Władimir Sorokin, Cukrowy Kreml, tłum. Agnieszka Lubomira Piotrowska. Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2011.