Tylko trochę patriotycznie czyli Mietek Kowalcze w cyklu: tygodniowe lektury
Okoliczności sprzyjają, żeby z półki z książkami wybrać tę, która choć w pewnym stopniu będzie związana z narodowo-religijnymi obchodami, zajmującymi naszą uwagę w tych dniach. Unikając nadmiaru patosu wybierzmy coś nieco lżejszego.
Uda się to dzięki książce Adama Węgłowskiego "Bardzo polska historia wszystkiego". Ogólnie rzecz biorąc można ją potraktować jako kolejne lekarstwo na jeden z naszych malutkich kompleksów, ale to byłoby krzywdzące uproszczenie. Owszem, autor udowadnia wielorakie polskie wątki, ślady i źródła niemal we wszystkich i we wszystkim, ale z drugiej strony wykonuje naprawdę przyzwoitą i przekonującą badawczą robotę. Każda z hipotez ma bardzo solidne przesłanki, rozbudowane rozważania, poparte nie tylko przytaczaniem i (nad)interpretacją źródeł, ale i dużą dawką mądrego, krytycznego podejścia, a także (co nieczęste) pokazaniem opinii przeciwstawnych. Po prostu książka popularnonaukowa w solidnym wydaniu. A jakie to polskie wątki we wszystkim? Kilka przykładów. Zacznijmy wysoko. Oto autor odnajduje ścieżkę łączącą haitańskie voodoo z kultem, a jeszcze bardziej wyglądem i znaczeniem dla nas, Polaków, ikony jasnogórskiej. Później, w kolejnych rozdziałach, już spokojniej, choć równie zajmująco. Czytelnik daje się dość łatwo przekonać, że Władysław Warneńczyk nie zakończył żywota w bitwie z Imperium Osmańskim w roku 1444 (nie znaleziono jego ciała), ale pojawiał się tajemniczo w wielu miejscach, w tym na Maderze. A tutaj mógł mieć udział w pojawieniu się na świecie Krzysztofa Kolumba. Uff. I tak z rozdziału na rozdział. A to James Bond, a to Stalin, ba, nawet polski odpowiednik Ronaldo. I zaręczam to jeszcze nie wszyscy. Jako że wokół dość podniosła atmosfera to o Drakuli, czy o Kubie Rozpruwaczu nie wspominam, żeby nie było. Zapewne mamy w swoim zestawie towarzyskich opowieści własne, podobne z istoty i natury do tych, przytoczonych przez Adama Węgłowskiego - a to o pochodzeniu nazwiska, jakiegoś imienia, własności, pamiątek, doświadczeń, ważnych krewnych gdzieś w świecie. Mylę się? Taki prywatny, dodatkowy rodział książki Węgłowskiego.
Kto z nas nie podąża i to ze sporą czytelniczą chęcią za opowieściami, które dodają nam, Polakom, znaczenia i ważności? Czy tylko nagle, świątecznie dostrzegamy koligacje, nawet te z gruntu absurdalne, ale tak dobrze ukierunkowane (zmanipulowane?), że zaczynają nabierać cech prawdopodobieństwa, a dotyczą nas i naszych "rodaków"?
Czy to megalomania? Pewnie tak, ale bardzo niegroźna. Bardzo potrzebna taka książka i takie niewinne, zdystansowane ważniactwo, tak sądzę, jako wentyl na podniosłość i doniosłość uroczystości, i to niekoniecznie tylko tych, jakie właśnie trwają.
Adam Węgłowski, Bardzo polska historia wszystkiego. Wydawnictwo Znak Horyzonty, Kraków 2015.