Strach ma wielkie oczy

Autor: 
Henryka Szczepanowska

Kiedy byłam bardzo małą dziewczynką moja babcia opowiadała mi o Żydach schowanych w piwnicy w czasie wojny.
- Jak tam wchodzili, to mieli małe dziecko a jak wychodzili, to już go nie było. Pewnie go z głodu zjedli - wzdychała ciężko, ocierając łzy fartuszkiem w kwiatki. Piwnica była na naszym podwórku, częściowo wkopana w ziemię, ledwo wystawał ceglany mur z piachu a daszek sięgał z jednej strony do samej ziemi. Schodziło się do piwnicy po kamiennych schodkach. W pierwszym pomieszczeniu stała beczka z kapustą kiszoną a niskie malutkie drzwiczki prowadziły do drugiej części, gdzie przechowywane były ziemniaki. Piwnica nie miała okna, więc było tam bardzo ciemno.Stawałam na najwyższym schodku i zaglądałam z lękiem, chcąc zobaczyć jak babcia otwiera malutkie drzwiczki. Może to żydowskie dziecko jest tam jeszcze? Bałam się okropnie, że i mnie zjedzą. Koło piwnicy rosła bardzo stara osika. Jej drżące listki całe lato zawodziły lękliwie. Mój strach potęgował się, gdy wieczorem biegłam przez podwórko do domku babci. Serce łomotało a ręce nie mogły znaleźć klamki u drzwi. Wydawało mi się, że to zaginione dziecko płacze i woła pomocy. Nigdy nie odważyłam się tam wejść aż wreszcie daszek piwnicy zawalił się ze starości i słoneczne światło odsłoniło resztki gnijących kartofli i spróchniałą beczkę na kapustę. Mój irracjonalny strach znikł razem z resztkami piwnicznego dachu.
* * *
Pewna pani, pracująca na podrzędnym stanowisku, nikomu nie wadząca, na dwa lata przed emeryturą dostała ostrzeżenie od swojego bardzo politycznego szefa, że jak nie zacznie demonstrować poglądów szefa to nie dotrzyma w tej pracy do emerytury.
Eeee, szefie – zażartowała – jestem w okresie ochronnym, szef mnie nie wyleje!!!
- Czyżby??? Zdaje się, że pani synowa pracuje w naszej firmie. Taka młoda i zdolna – ubolewał szef – a na dodatek niedawno wzięła kredyt na mieszkanie....
Rozdygotana, spłakana pytała mnie;
- Jak ja mam się zachować? Nawet czterdzieści lat temu nikt mnie tak
w pracy nie szantażował. Boję się o moje dzieci, by nie straciły pracy, nie miały kłopotów. Czuję się jakbym mieszkała na Białorusi.
Moja znajoma, bardzo porządnie wykształcona i inteligentna osoba, chętnie pomagająca przy organizacji wszelkich imprez charytatywnych odmówiła dziennikarce podania swojego nazwiska w celu zamieszczenia publicznego podziękowania za wykonaną pracę, bo nie chciała zaszkodzić swojemu mężowi. Mąż jej pracuje w pewnej instytucji, którą zarządza prominentna i bardzo wpływowa w mieście osoba. Imprezę charytatywną organizował jego oponent uznany za osobistego wroga prominenta.
Co łączy te historie? Strach. W każdym przypadku inny, niosący odmienne skutki, ale jednak to wciąż ten sam strach. Destrukcyjny, niosący spustoszenie w naszym życiu emocjonalnym i społecznym. Obezwładniający. Zaślepiający. Zabierający sen.
W przypadku strachu mojej babci przed konsekwencjami ukrywania Żydów w piwnicy na kartofle, bo w tej samej parafii Niemcy spalili kilka rodzin w stodole, gdy znaleziono w ich obejściu zbiegłych z miasta żydowskich uchodźców, można zrozumieć to rozpaczliwe zastraszenie nas, wnuków, tak zastanawia mnie przerażenie ludzi żyjących w 2012 roku. Przecież nie w roku wojny zbrojnej. A jednak w roku wojny, tyle że tej wyniszczającej nasze serca i więzi z międzyludzkie.
Jak to mawia stare przysłowie – ryba psuje się od głowy. Wystarczy zajrzeć do pierwszej lepszej gazety, włączyć telewizor czy radio. Powszechne obrzucanie się błotem, grzech pychy, pogardy, kłamstwa i zdrady. To poniża nas, obywateli. Potęgują się nieetyczne, niemoralne zachowania lokalnych polityków. Tak jak to, co w Warszawie możemy uznać za mało groźne dla nas, mieszkajacych 500 km od stolicy, tak to, co w naszej gminie i naszym mieście, dotyka nas bardzo boleśnie.
Jedyny sposób na poradzenie sobie ze strachem, to trochę światła słonecznego na straszydła. Nie pozwólmy naszym lękom pozostawać w mroku. Inaczej korupcja, kolesiostwo i zwykłe chamstwo zniszczą nasze społeczności. Mimo wszystko miejmy odwagę nie zgadzać się na niemoralne zachowania naszych wybrańców. Niech stale im ktoś przypomina, że są tylko wybieralni. Władza nie została im dana na zawsze. Że z naszych ciężko zapracowanych pieniędzy wypłacane są ich wynagrodzenia. Że każdy obywatel może pójść do radnych z pytaniem jak rządzą naszym wspólnym majątkiem. Że każda Rada ma obowiązek udzielić nam takiej odpowiedzi.

Wydania: